Pojawił się kolejny Wielki Polski Raport Czytelnictwa. I, jak zawsze, wynika z niego, że Polacy czytają coraz mniej, rzadziej i niechętnie.
I, jak zawsze, raport mija się z rzeczywistością. Bo wiecie, ja widuję ludzi czytających dosłownie wszędzie. W pociągu, bo raz w miesiącu spędzam godzinę w podróży do Gliwic. Na przystankach. W poczekalni u fryzjera czy kosmetyczki. Widuję panów i panie zagłębionych w lekturze w kawiarniach i parkach. Czytelnie bywają pełne, choć zdarzają się dni, gdy jedynie stali bywalcy zaglądają na codzienny przegląd prasy. Na grupach Facebooka co rusz pojawiają się informacje o przecenach, okazjach, wymianie książek – nie tylko elektronicznych.
Pewnie nie wpisują się w raport, bo najczęściej siedzą z nosami w telefonach, tabletach, laptopach, czytnikach. Niewiele osób faktycznie nosi ze sobą papierową książkę.
Chciałabym zobaczyć raport, który mówiłby właśnie o tej grupie czytelników. O osobach, które czytują blogi, a nie papierową prasę. O osobach, które czytają specjalistyczne publikacje w internecie, bo tam właśnie się pojawiają, bo tam właśnie najszybciej są dostępne. Jak myślicie, jak bardzo zmieniłoby to konkluzje raportu?
Druga rzecz, która drażni w przypadku afer czytelniczych, to snobizm. Okropny snobizm i kultura pogardy.
Wiem, mocne to słowa i pewnie będę ich żałować. Jednak zawsze, gdy mowa jest o czytelnictwie, pojawiają się osoby, które uważają, iże lepiej, by nie czytano w ogóle niż czytano „śmieciową literaturę”. Od preferencji snoba na liście śmieci znaleźć może się Dick, siostry Bronte, Tokarczuk (poważnie, „Prowadź swój pług przez kości umarłych” to jest poezja tytułu) czy Sartre.
Obrywa się za brak wartości kryminałom, romansom, fantastyce, biografiom, poradnikom, lekturom szkolnym…
Nic dziwnego, że, miast nosić ze sobą tomiszcze, którego okładka zdradza nasze niegodne preferencje, nurkujemy w anonimowości telefonu czy czytnika.
Pozwolę sobie zacytować Anetę Jadowską, bo ujęła to w słowa, jak zwykle, bardzo sprawnie (całość postu znajdziecie na jej stronie na Facebooku, jest dostępny publicznie, zachęcam bardzo do przeczytania):
„Wierzę w kilka rzeczy – po pierwsze – narzekaniem, ocenianiem, ciosaniem kołki i wpędzaniem we wstyd niczego się nie osiągnie. Po drugie – czytanie jest najfajniejszą rozrywką jaką ludzkość sobie wymyśliła i zanim dojdzie się z nieczytającymi do poziomu zaawansowanych lektur wymagających umiejętności, warsztatu krytycznego i ogromnej cierpliwości, warto przekonać ich, że mogą z czytania czerpać więcej przyjemności niż np. oglądania tv, a jazda pociągiem minie szybciej. Po trzecie – my czytający mamy moc przekonywania innych przykładem, rozmową o tym, co czytamy i jakie emocje w nas budzi lektura. Bądźmy widoczni, nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś poczuje ochotę by spróbować nowych światów.
I jeszcze dodam całkiem od siebie. Widzę po sobie, że czasami gdy ktoś mnie pyta, co akurat czytam, kłamię. Bo czytałam akurat coś totalnie rozrywkowego, moją jedną czy drugą guilty pleasure, bo taki mam humor, taką ochotę, taką potrzebę, że odkładam akurat eseje Virginii Woolf czy monografię antropologiczną o motywach szamańskich u ludów Azande, i czytam Norę Roberts, Shelly Laurenston, Kittredge, czy Kavę,że wymienię cztery ostatnio czytane pozycje. Bo tak. Moja wina, że jeszcze nie do końca wygnałam z siebie zaszczepionego na studiach demona przekonanego, że to wstyd, taka literatura – nie dość że gatunkowa, to nastawiona na rozrywkę.”
Powinnam już skończyć ten przydługi wywód i, mam nadzieję, nie zamęczyłam Was na śmierć swoimi dywagacjami. Jeśli jednak, to proszę o wybaczenie i zapraszam po przepis na tofu w sosie ananasowym. Jest szybki, prosty, nie wymaga wielu składników, więc znajdziecie czas na ulubioną lekturę 🙂
Składniki:
Tofu:
2 kostki tofu (180 g)
1 łyżka skrobi ziemniaczanej
olej kokosowy (lub oliwa)
Sos:
pół szklanki soku z ananasa (ok. 150 ml)
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżka syropu klonowego
1 łyżka białego octu winnego
0,5 łyżeczki oleju sezamowego
¾ łyżeczki płatków chili
3 – 4 ząbki czosnku (przeciśnięte przez praskę)
1 łyżeczka świeżo startego imbiru
do podania:
zielona cebulka
Wykonanie:
Tofu:
- Tofu odsączamy na szmatce, a następnie kroimy w kostkę. (Możecie, zamiast tofu, użyć kurczaka, jeśli jecie mięso).
- Posypujemy skrobią i mieszamy dokładnie. Tak, by całe tofu było pokryte warstwą skrobi.
- Smażymy na rozgrzanym oleju.
- Przekładamy na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem i odsączamy tłuszcz.
Sos ananasowy:
- Składniki sosu przekładamy do niewielkiego garnka i gotujemy do zgęstnienia – ok. 4 – 5 minut.
- Do gorącego sosu dodajemy usmażone tofu i mieszamy. Starając się, by sos pokrył wszystkie kawałki tofu.
Podajemy z ryżem, posypane zieloną cebulką.
Zjawisko, które zaobserwowałaś, nosi zdaje się nazwę: bańka poznawcza. Polega ono na tym, że zarówno w rzeczywistości, a zwłaszcza w internetach, człowiek w istocie obraca się w grupie stosunkowo niewielu osób które zna, ludzi połączonych z tymi znajomymi oraz grupie ludzi przypadkowych. Ta ostatnia grupa, ludzie z komunikacji miejskiej, że sklepów, z biblioteki, z kina, także nie jest bardzo zmienna, a przynajmniej nie jest tak zmienna jak nam się wydaje. Na przykład osoby które widzimy jadąc autobusem do pracy pewnie w ok 70% są ciągle te same. Co więcej, jeśli trasa przejazdu obejmuje powiedzmy uczelnię wyższą, w 90% są to jej pracownicy i studenci.
Choć z pewnością masz rację, że badania czytelnictwa są niekompletne ( to co podajesz jest typowym przykładem błędów czy ograniczeń w metodologii) należałoby przeczytać raporty osobiście. Autorzy raportu z pewnością zdają sobie sprawę ze zjawisk o których piszesz, z pewnością też w opisach badań odnieśli się do tych spraw.
Wielokrotnie czytając rozmaite badania z GUS Itp. napotykalem w nich interesujące uwagi, tych badań nie robią prostacy i prymitywy.
Problem polega na tym, że w gazetach dziennikarze zwykle nie są w stanie zrozumieć o czym piszą, więc niestety ale znacząco wpływa to na prezentację wyników takich badań i raportów.
Czytałam raport osobiście, nie uwzględnia on mediów elektronicznych, skupiając się całkowicie na wydaniach papierowych. Bardzo się cieszę, że moja bańka zawiera ludzi czytających, jednak będę się upierać, że ludzie czytają więcej niż zakładają doroczne raporty.
Nie oskarżam autorów raportu o prostactwo czy błędną metodologię, uważam jedynie, że metodologia jest przestarzała. Jeszcze kilka lat temu media elektroniczne były marginesem. Aktualnie przewaga leży po ich stronie – przemawia za tym łatwość dostępu, szybkość informacji (głównie nie wymaga się od nas oczekiwania na publikację w naszym kraju).
Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Zaskoczył mnie, byłam pewna, że postów na blogach kulinarnych nikt nie czyta 🙂